niedziela, 16 czerwca 2013

Liebster Award

Jakiś czas temu dostałam nominację do Liebster Award od blogerek z bloga Basjulowe Pasje. Ostatnio ponownie od Emilii z bloga Zew Kuchni. W związku z czym w końcu poczułam się wywołana do tablicy i postanowiłam pięknie podziękować i puścić temat dalej w świat bo zabawa przednia. A i przyjemnie się robi człowiekowi po takiej nominacji. 


Zasady zabawy są bardzo proste: “Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”

Blogi(niestety nie jest ich 11) które chciałabym nominować to


  • W drogę do Afganistanu - za fantastyczne antropologiczne opowieści o kraju postrzeganym tylko przez pryzmat stereotypów
  • Azja od kuchni - blog stanowczo NIEMAŁOZNANY ale fantastyczny i najulubieńszy, a nominacja specjalnie dla Przychówka na zachętę do dalszego pisania. 
Moje pytania do Was:

1. Dokąd w podróż marzeń?
2. Najlepsze śniadanie to...?
3. Twoje ulubione ciasto.
4. Pierwsze samodzielnie ugotowane danie.
5. Wakacje dzieciństwa, które zapadły Ci najbardziej w pamięć.
6. Plaża, las czy miasto?
7. Lato czy zima?
8. Jeżeli w podróż mógłbyś/mogłabyś zabrać tylko jedną rzecz to co to by było?
9. Nie wyobrażasz sobie sezonu na truskawki bez?
10. Podróże z plecakiem, czy wakacje all inclusive? 
11. W pisaniu bloga najbardziej lubię:




Moje odpowiedzi na pytania od Basjulowych Pasji:


1.   Czy lubisz gotować z drugą osobą?

Szczerze mówiąc to nie cierpię jak ktoś mi "macha rękami przed nosem" i wtrąca się w moje danie. Jedyna rola jaką widzę dla "pomocnika" to zmywanie i próbowanie "czy dobre" - a niech spróbuje powiedzieć że nie ;) 

2.   Ulubiony film (z gotowaniem w tle)?

Chyba nie będę oryginalna, ale "Jedz módl się i kochaj" Choć wolałabym jeść na Bali niż we Włoszech ;)

3.   Jazda rowerem czy pływanie?

Jazda rowerem, ale tylko w terenie. 

4.   Najsmaczniejsze danie jakie jadłaś/jadłeś?

Banana roti! W Tajlandii na rogu Khaosan Road. W wykonaniu przesympatycznego birmańczyka, który jest mistrzem w swym fachu.  

5.   Twoja ulubiona pora dnia na gotowanie?

Samo południe. Jak słoneczko zagląda do kuchni i nastraja mnie pozytywnie. 

6.   Najgorsze danie jakie jadłaś/jadłeś? 

Nasi lemak na Langkawi. Wszyscy obiecywali pyszne typowo Malezyjskie danie na śniadanko, którego koniecznie trzeba spróbować. Zjeździliśmy pół wyspy w poszukiwaniach, a kiedy w końcu znaleźliśmy, uciekliśmy nie jedząc. Kopka ryżu, suszone rybki, orzeszki ziemne i dziwnie czerwone jajko okazały się być totalnie niejadalne. 

7.   Wolisz czytać książki czy oglądać filmy?

Chyba jednak książki. Na filmach zasypiam.

8.   Na słodko czy na słono?

I tak i tak. Po słodkim mam wielką ochotę na słone, a po słonym na słodkie :) 

9.   Jaka była Twoja pierwsza książka kucharska?

Notatnik z przepisami mojej mamy! 

10. Najlepszy sposób na spędzenie weekendu?

Wyjazd. Gdziekolwiek. W góry, za miasto, za granicę, gdziekolwiek byleby nie siedzieć w miejscu. 

11. Czy lubisz kupować gadżety kuchenne?

Uwielbiam. Może póki co częściej je przeglądam i krzyczę "to to własnie muszę mieć" bo za chwile przychodzi " o cholera ile to kosztuje" i " jak już będę dużą bogatą dziewczynką..." ale i tak uwielbiam. :)

Odpowiedzi na pytania Emilki z bloga Zew Kuchni :

1. Jaki owoc lubisz najbardziej?
TRUSKAWKI!!!!
2.  Obiad jedno czy dwudaniowy?
Jedno, chyba ze deser traktujemy jako drugie ;)
3. Kasza czy ryż?
Ryż, nie cierpię kaszy.
4. Smak dzieciństwa?
Kisiel! Pierwsze danie które nauczyłam się gotować samodzielnie. I nie to że taki z papierka, tylko prawdziwy z owoców :) 
5. Jak przyprawiasz szpinak?
Feta + czosnek - dużo czosnku. 
6. Jaką kuchnię świata najbardziej lubisz?
Malajską w wydaniu malajskich hindusów, no i Tajską oczywiście. 
7. Mizeria na słono czy słodko?
Tylko na słodko.
8. Ulubiony sos do makaronu?
Bolognese
9. Jajecznica ścięta czy sucha?
Pół na pół. 
10. Kiedy najbardziej lubisz gotować?
Wiosną.
11. Lubisz „doradców” w kuchni?
Tak. Mamę przez telefon. 


A jeżeli w domu ostał się kawałek do sfotografowania, to wieczorem kolejny przepis :) 

Tymczasem. 

niedziela, 9 czerwca 2013

Naleśniki z akacją

Dzisiaj przepis bez zdjęć. Niestety chwilowo nie mam przy sobie aparatu, ale przepis wstawić muszę bo jest niesamowity, a sezon na kwiaty akacji powoli się kończy. Może jednak zdążycie go jeszcze wypróbować. Pomysł na naleśniki z akacją pojawił się u nas tydzień temu, ale jakoś ciągle nie było okazji na realizację aż do dzisiaj. Kwiaty akacji mają słodki, troszkę miodowy smak, oraz niesamowity aromat który oddają naleśnikom. Przepis na naleśniki wygrzebałam kilkanaście lat temu w jakiejś gazetce z przepisami i jeżeli nie robimy naleśników na oko to ta proporcja jest idealna. Naleśniki nie są ani za cienkie ani za grube. Nie są również tłuste, ponieważ nie podlewasz każdego naleśnika olejem. Polecam bardzo.

Składniki:

  • 1 szklanka i 1 czubata łyżka mąki 
  • 1 szklanka mleka
  • 1 szklanka gazowanej wody mineralnej (ja dzisiaj użyłam 2szkl mleka)
  • 2 jajka
  • łyżka oleju
  • szczypta soli
  • 2 łyżeczki cukru
  • kwiaty akacji 
How to do:

  • Składniki na ciasto wymieszaj na sam koniec dodając olej. 
  • I tu masz dwie opcje albo obrywasz kwiatki akacji od łodyżek i dodajesz do ciasta (ja tak zrobiłam), albo całe kwiaty zanurzasz w cieście.
  • Mocno rozgrzej patelnię. Dla pewności że nie dopadnie cię "klątwa pierwszego naleśnika" możesz podlać patelnię kropelką oleju. Smaż naleśniki jak zwykle.
  • Podawać można dowolnie na słodko z cukrem, serem, dżemem, albo truskawkami ze śmietaną.

Smacznego! :) 

czwartek, 6 czerwca 2013

O longanie słów kilka

Ostatnio mam bardzo ograniczony czas i na gotowanie i na blogowanie, więc w przerwie zamieszczam parę słów o Longanie. Jest to owoc z którym spotkaliśmy się w Malezji i  w zasadzie do tej pory tylko tam. Czy wiedzieliśmy co będziemy jedli? Oczywiście że nie. Będąc na Langkawi natrafiliśmy na stoisko z całym mnóstwem owoców, część była nam bardziej, część mniej znana. Ale longana spotkaliśmy po raz pierwszy. Nawet nie byliśmy pewni czy i jak to się je. Ale jak to mawiają: kto nie ryzykuje ten nie ma, kupiliśmy i spróbowaliśmy. Tu odrobinkę o tym co z tych naszych prób wyszło.


Longan a jak mówi ciocia Wikipedia Dimocarpus longan jest owocem z rodziny mydleńcowatych, co znaczy nie mniej ni więcej tylko tyle, że jego bliskimi krewnymi są o wiele bardziej nam znane Liczi i Rambutan. Różni się on jednak od swych krewniaków skórką. Zamiast miękkiej wyposażonej w długie kolce skórki, jest bardziej twarda i gładka łupinka. Longany w Azji sprzedawane są w pęczkach na łodyżkach tak jak widać na obrazku powyżej. Warto równiej zwrócić uwagę na jego nazwę w języku chińskim lóng yǎn oznacza smocze oko. Malajowie tłumaczą natomiast nazwę jako kocie oko. 

Longana obiera się bardzo prosto. Trzeba go mocno ścisnąć, aż łupina pęknie. Następnie wyjmujemy owoc.  Pozbawiamy go pestki i voila. 




My jedliśmy tylko miąższ który w smaku jest słodki i wyrazisty, ale jak podaje ciocia wiki pestka też jest jadalna. Piliśmy także koktajl na bazie jego owoców. I taki też mam w planach przyrządzić w najbliższym czasie, gdyż z Azji przyjechały z nami dwie puszki owoców longana w zalewie. Na efekty jednak musicie jeszcze trochę poczekać. Aż będzie "ten moment" żeby puszki otworzyć. 

Podobno owoce w puszce też są dostępne u nas. Ja się jednak jeszcze z nimi nie spotkałam, jednak jakby ktoś trafił to bardzo bym prosiła o znak :)

Pozdrawiam ciepło.